piątek, 16 października 2015

Góry

Maruda lubi góry... a w zasadzie polubił je po długiej przerwie ... i od kilku lat coraz częściej wybiera górskie ścieżki. Każdy urlop w górach, zapisy na kolejne biegi - oczywiście w górach... chociaż póki co, średnio mu one wychodzą. Niemniej coraz bardziej, to one zaprzątają mu głowę. Ech... gdyby nie kontuzje, kolejne wizyty u fizjoterapeutów, ortopedów... inaczej by to jego bieganie... wyglądało :/


W wrześniu już drugi raz w tym roku, Maruda wybrał się do Zakopanego. W czerwcu spędził tam ponad tydzień w sympatycznym towarzystwie, biorąc udział we wszystkich biegach Zakopiańskiego Weekendu z Sokołem. Odebrał tam zresztą sporą lekcję pokory, ledwo mieszcząc się w limicie na Kasprowym, podczas biegu Marduły. W zasadzie był ostatnim zawodnikiem, którego puszczono dalej. Humor Marudzie poprawił odrobinę fakt, iż całkiem spora liczba biegaczy nie zmieściła się w limicie. Chociaż... jak tu się cieszyć, z czyjegoś nieszczęścia?


Fot. z czerwcowej wizyty w Tatrach Zachodnich. 

No i mamy wspomniany wrzesień... Maruda postanowił znowu się wybrać, właśnie na Kasprowy Wierch. Pogoda dużo gorsza, niż w czerwcu. Trochę wieje... Plan jest taki, aby spokojnie przez Myślenickie Turnie wdrapać się na górę, a później w prawo na Czerwone Wierchy... Niemniej już na stacji przesiadkowej widzę, że tym razem również zbyt łatwo mu nie pójdzie... Wiatr wieje taki, że na nizinach poważnie bym się zastanowił, czy wogóle warto w takich warunkach odpalać auto, i ruszać w jakąś dłuższą podróż. Ale jestem w górach. a poza tym widzę że kolejka dalej kursuje... Chyba by ją wstrzymali, gdyby mocniejszy halny miał wiać?
Nic to! Łeb urywa, ale ruszam dalej! Zawsze to kolejne nowe doświadczenie. Jak tylko wyszedłem z lasu, zaczęła się prawdziwa walka z wiatrem. Co chwile mocne uderzenie... Szybko się nauczyłem, jaką należy wówczas przybrać pozycję. Stanąć mocno na nogi, ewentualnie oprzeć się o jakiś większy kamień... i czekać. A przerwach między uderzeniami, można iść. Dwa kroki i znowu pozycja obronna. Tak to natura walczy z człowiekiem :P
 Dla stałych bywalców gór, to oczywiście nic wielkiego, ale ja jako człowiek z nizin, czułem się niczym Beck Weathers na Evereście. Przy okazji polecam film "Everest", który we wrześniu wszedł na nasze ekrany. Najlepiej w 3D - przy okazji wizyty w Zakopanym, miałem okazję odwiedzić kino Giewont i obejrzeć ten właśnie film.
Wracając do mojej "walki z wiatrem". Po dojściu nas szczyt i zjedzeniu omleta w restauracji, postanowiłem odrazu zejść żółtym szlakiem na Halę Gąsienicową. Niestety mgła na górze nie zachęcała do realizacji zaplanowanej wcześniej wycieczki. Słyszałem trochę o turystach, którzy pobłądzili we mgle na Czerwonych Wierchach, a gwarancji że mgła nie zgęstnieje - nikt mi nie dawał.Walka z wiatrem na zejściu, była już dużo łatwiejsza. A przy Murowańcu... żadnego wiatru. Jeszcze tylko obserwacja jelenia ze sporej odległości w pobliżu Przełęczy między Kopami... i zejście do Kuźnic. Tak wyglądał jeden z kilku dni, które Maruda spędził w Tatrach.

I jeszcze widoczek z Przełęczy Krzyżne(2112 m. npm) z dnia poprzedniego. Proszę... jakie słoneczko świecił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz