poniedziałek, 9 listopada 2015

Maruda biegnie Rzeźnika...

Maruda w 2012 roku wystartował w tej kultowej imprezie dla ultrasów. Nigdy wcześniej nie brał udziału w żadnym biegu ultra. Nigdy wcześniej nie startował w górach. Nigdy też nie był w Bieszczadach... oj zdziwił się... chyba czego innego oczekiwał.
 I dobrze mu tak!!!

A tak o to pisał o tym biegu przed i po starcie na swoim blogu na maratonypolskie.pl


Przed... 


 Sam udział w biegu od początku traktuję w kategoriach ciekawego doświadczenia, i niczego więcej. To znaczy nie chcę zawalić imprezy koledze, z którym, biegnę i tyle, a z drugiej strony to w końcu mój debiut zarówno w biegach górskich, jak i w ultra. A z … trzeciej strony… kocham łażenie po górach. Mimo to… 80 kilometrowy spacer działa na moją wyobraźnię, zwłaszcza w 30 stopniowym upale.
Jakiś szczególnych przygotowań nie było. Kilometry choć po płaskim, ale są wybiegane – patrz niedawny maraton w Pradze. Z marcowego wyjazdu w Tatry – nic nie wyszło, więc biegania po górach nie było. Wczoraj zakupiłem dopiero camelbaka … może zrobię z nim jedno długie wybieganie… o ile warto jeszcze robić cokolwiek długiego? Jak widać… totalna amatorka w moim wykonaniu.


Będzie dobrzeeee!!!



No i po...

Podsumowując swój start w Rzeźniku 2012 - leżę w łóżku z 38 stopniową gorączką, i zastanawiam się co takiego właściwie się stało?


Start ten muszę zaliczyć do tych zdecydowanie nieudanych, pomimo że chyba ... w końcu zostałem ultrasem. Dla tych mniej zorientowanych w wynikach, razem z moim partnerem Krystaniem zakończyliśmy nasz udział w biegu na ostatnim przepaku w Berehach(69 km), tylko a w naszym przypadku ...aż 9 km przed metą. Głównym powodem takiej a nie innej decyzji była kontuzja mojego kolana, w wyniku której nie mogłem normalnie zbiegać, ani nawet schodzić ze szczytów na dół. Męczyłem się tak kuśtykając i podpierając się kijkiem od połowy trzeciego etapu... a przecież zbieganie to ... klucz do końcowego sukcesu. Pod górę spokojnie wchodzisz, i dopiero na szczycie jest okazja do biegu po płaskim, a przede wszystkim ... z góry na dół. No i dochodząc do ostatniego przepaku w prawie 14 godzin, nie widząc szansy ukończenia biegu w limicie 16 godzin (kuśtykanie w górę i na dół ostatniego odcinka zajęło by nam min. 3 godziny a pewnie i więcej), zdecydowaliśmy na tym etapie zakończyć swój udział w biegu, nie muszę dodawać że z dużym kacem moralnym... niemniej była to wspólna decyzja. Tym bardziej że pogoda w tym roku była... najlepsza od lat, i rekordowa liczba drużyn ukończyła ten najbardziej selektywny bieg w Polsce, a ja przed startem nie brałem możliwości nieukończenia tego biegu po uwagę.


No cóż... jeśli jeszcze kiedyś zawitam w Bieszczady, przede wszystkim muszę uniknąć paru błędów... typowych dla debiutanta. Oto te moje (nasze) błędy:

- rozładowany garmin - w zupełnie przypadkowy sposób rozładowałem sobie garmina - i nie sprawdziłem tego przed startem. W ten sposób razem z partnerem już na początku byliśmy odcięci od pomiaru dystansu i tempa, co mocno utrudniło nam orientację w terenie i kilkakrotnie wprowadziło w błąd, co tym samym źle działo na psychę ;(
- za mały camelbak z 1 litrowym pojemnikien na wodę. W rezultacie chociażby w połowie 3 najdłuższego etapu nie miałem nic do picia - i czym tu popić żel w czasie kiedy go najbardziej potrzebuję?
- woda w camelbaku zamiast izotonika - szybko wypłukałem się z wszystkiego co było możliwe, a na przepakach uparcie dolewałem wodę, chociaż organizatorzy zapewnili również możliwość uzupełnienia camelbaka izotonikiem;
- brak kijków - już na pierwszym etapie podczas podejścia pod górę poczułem ból kręgosłupa - a podejścia to z pewnością mój "najsłabszy" punkt. Tylko gdzie je trenować w płaskiej okolicy? Może schody? Na czwartym etapie pożyczyłem 1 kijek od partnera - ale z pewnością przy kolejnym udziale w biegu, trzeba by się zaopatrzyć w takie kijki ;-)
- słuchanie porad bardziej doświadczonych zawodników - trzeba wziąć poprawkę, że to co dobre dla zawodowców niekoniecznie musi być dobre dla debiutantów, albo też... inaczej rozumiemy pewne sprawy, a tym samym blisko do zwykłego niezrozumienia. Z tego powodu razem z partnerem zmieniliśmy nasze początkowe plany, i na początek trasy założyliśmy gorsze obuwie, zamiast tego w którym mieliśmy biec od początku(trailowego). Bardzo szybko ślizgając się po błocie jak na łyżwach, zauważyliśmy ze był to duży błąd ;(
- pamiętać o zmienności pogody w górach. Kolega zostawił kurtkę na przepaku w Smerekach, gdyż świeciło słoneczko i zapowiadało się na gorący słoneczny dzień. Nie muszę dodawać, że na kolejnym szczycie wiał zimny mocny wiatr i padał deszcz ;(
- brak profesjonalnego podejścia do udziału w tym biegu - ja potraktowałem udział w Rzeźniku, jako taki start dla zabawy, przy okazji - bez specjalistycznego treningu. Podobnie jak 2 lata temu - chociażby bawiłem się podczas biegu szlakiem wygasłych wulkanów i wielu wielu innych. Taka ciekawostka - urozmaicenie, w stosunku do innych startów. Tutaj się tak nie da. Nie robiłem nic więcej, niż podczas przygotowań do normalnych płaskich startów. Być może kontuzja kolana (przeciążenie kolana?), uniemożliwiająca mi moje ulubione zbiegi - nie miała by miejsca, gdybym trochę bardziej potrenował pod kątem gór.

Hm... więcej grzechów nie pamiętam...









Może jeszcze kiedyś będzie okazja jeszcze raz podnieść rękawicę, ale póki co... te zapisy, losowanie... jakoś go nie zachęcają. Jest tyle innych biegów, i wcale nie łatwiejszych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz